Autor Wiadomość
hreczka
PostWysłany: Pon 13:32, 21 Gru 2009    Temat postu:

.
Kurcze, i tu muszę posprzątać przed Świętami... Sad

ans napisał:
Zadziwiające stwierdzenie Hreczko Shocked
Napisałaś, że poczucie krzywdy i nienawiść nie może iść w parze. (...)

NIEPOROZUMIENIE! Oddzielę kolorami, to co napisałam, że nie może iść w parze;

hreczka napisał:
(...) Życzę też - takiego poczucia humoru i radości życia, jakie mają ci, którzy ucierpieli w stanie wojennym
i którym przypisuje się pielęgnowanie w sobie nienawiści i uczucia krzywdy.
(Jedno z drugim nie może iść w parze! Wink )

.
kszzzz
PostWysłany: Czw 21:17, 17 Gru 2009    Temat postu:

Jego opowiadania też były bardzo aluzyjne - świetne!
A poza wszystkim, był świetnym pisarzem.
hajdi
PostWysłany: Czw 16:10, 17 Gru 2009    Temat postu:

Bo Zajdel opisywał w jednej z nich społeczeństwo pod rządami totalitarnymi, wszędzie szpicle i podsłuchy, także ekrany jak w Wielkim Bracie. Tamci ludzie wymyślili nawet swój własny język, którym się porozumiewali. Tylko znów nie pamiętam tytułu.
Tyle w swoim życiu przeczytałam książek, że nie sposób wszystkiego spamiętać. Ja wręcz pochłaniam książki, chociaż odkąd bywam na forum to trochę mniej Very Happy
ans
PostWysłany: Czw 0:15, 17 Gru 2009    Temat postu:

Czytałam Janusza Zajdla (wydawało mi się, że to jeszcze było za czasów PRL ?) Najbardziej ulubionym autorem dla mnie był Philip K. Dick. Córka i syn także uwielbiają jego powieści i opowiadania. Mają taki niesamowity nastrój...
Zbyt długo wyżej dopisywałam o swoich lękach Wink
kszzzz
PostWysłany: Śro 23:55, 16 Gru 2009    Temat postu:

Ja bardzo lubię fantazy. Harry Potter, Tolkien, Sapkowski, obowiązkowo Smile Ostatnio czytam Neila Gaimana. Za Dukajem nie przepadam - czytałam kilka jego opowiadań.

Natomiast bardzo polecam Janusza Zajdla, jeśli nie znacie. Jego twórczości w PRL-u nie wydawano (poza najwcześniejszą). A choć to SF, bardzo pasuje, by wspomnieć o nim w tym wątku, bo nieprzypadkowo w PRL nie wydawano jego twórczości.
hajdi
PostWysłany: Śro 23:45, 16 Gru 2009    Temat postu:

Ja również kiedyś zaczytywałam się SF i lubię ją do dzisiaj. Czasem coś w 'Fantastyce' poczytam, córka prenumeruje.
Z fantasy naprawdę podobają mi się właśnie Tolkien, Harry Potter no i oczywiście "Wiedźmin" (tylko nie serial, broń boże, strasznie go skopali). Inne rzeczy Sapkowskiego też mi się podobały, ale już mniej od "Wiedźmina".
ans
PostWysłany: Śro 23:40, 16 Gru 2009    Temat postu:

Ja nigdy nie lubiłam Fantazy, więc mnie te klimaty nie pociągają.
Lubiłam natomiast SF bardziej typowe. Kiedyś czytywałam "Fantastykę". W niej zdarzały się także opowiadania fantazy , ale tych nie lubiłam.
Filmy bajkowe adresowane głównie do dzieci często bywają z podtekstem dla dorosłych (humor) i te zazwyczaj lubię oglądać.
Wysłuchałam tych piosenek (wcześniej nie miałam czasu). Żadna rewelacja. Wątpię aby dzieci zrozumiały co im chciano przekazać, a dla dorosłych nic w nich nie ma odkrywczego, ani dowcipnego (jak dla mnie).
Tak mi się jeszcze przypomniało. W telewizji z okazji 13 grudnia widziałam kilka wywiadów przeprowadzonych z okazji rocznicy z politykami. Uderzyło mnie, że wszyscy , którzy w 1981 byli dziećmi mówili, że "bardzo się bali". W pierwszej chwili mnie to zdziwiło, bo wydawało mi się, że moje dzieci się nie bały.. Przypomniałam sobie jednak jak ja się wystraszyłam kiedy miałam 5 lat i zobaczyłam t.zw "manifestację pokojową". Teraz wiem, że to był zwykły w tamtych latach propagandowy pochód. Kiedy jednak widzę te obrazy w pamięci nadal przez chwilę dziwny lęk odczuwam.
Pochód odbywał się wieczorem, ludzie nieśli zapalone pochodnie i krzyczeli m.i "nigdy więcej wojny". Zaczęłam płakać, że się boję, bo "jest wojna". Najbardziej przerażały mnie głośne okrzyki "demonstrantów".
Co najmniej kilka momentów przykrych pamiętam z dzieciństwa : kiedy byłam mimowolnym świadkiem jakichś awantur , a ludzie (całkiem dla mnie obcy) głośno się kłócili. Kiedy widziałam na plaży jak jakiś człowiek uderzył młodego chłopca, a temu poszła krew z nosa. Tak bardzo się bałam, że wieczorem w tym dniu bałam się wyjść na ciemny korytarz. Przywołując te moje wspomnienia mam wątpliwości czy te opowieści o stanie wojennym są rzeczywiście odpowiednie dla dzieci. Chyba, że ja nie byłam całkiem typowym dzieckiem ?
hajdi
PostWysłany: Śro 23:29, 16 Gru 2009    Temat postu:

Bo napisał ją Dukaj i wypada ja znać Smile Zrobił się szum wokół tej książki, jakąś grę komputerową od razu wydano :"śladami Adasia" czy jakoś tak Smile
A ja przeczytałam również "Władcę Pierścieni" i cały cykl O Harrym Potterze, też jak by nie było książki dla dzieci. Bardzo mi się podobały, Dukaj już nie bardzo. Ciężko mi się czyta Dukaja, ale chcę dociec co w nim jest takiego odkrywczego i nowatorskiego i nie mam tu na myśli "Wrońca", który po prostu jest bajką.
ans
PostWysłany: Śro 22:15, 16 Gru 2009    Temat postu:

Zadziwiające stwierdzenie Hreczko Shocked
Napisałaś, że poczucie krzywdy i nienawiść nie może iść w parze. Dlaczego tak sądzisz ? Moim zdaniem może i często idzie w parze.
Nienawiść często rodzi się z poczucia krzywdy, choć nie zawsze poczucie krzywdy prowadzi do nienawiści.
Nie znam książki o której piszecie, więc trudno mi się wypowiadać w tej kwestii. Trochę mnie zdziwiło, że czytacie książki przeznaczone dla dzieci.
hajdi
PostWysłany: Śro 20:23, 16 Gru 2009    Temat postu:

Hreczko jestem już po lekturze tej książki. Pisałam zresztą o niej już w tym wątku wyżej.
Nie ma co analizować Dukaja. Nie czytałaś chyba niczego jego autorstwa.
To autor hard SF i hard fantasy. Niektórych książek myślałam, że nie dam rady skończyć, ale zaciskałam zęby i czytałam. Jest najlepszym i najbardziej chwalonym pisarzem fantasy w Polsce i szerzej również.
"Wroniec" jest właśnie z gatunku fantasy dla dzieci, określana nawet jako baśń dla dzieci. Nikt nie czepia się niedorzeczności w baśniach. To sen Adasia, sześcioletniego chłopca Shocked Dzieci miewają różne dziwne sny, a nie chcą postrzegać świata jako zupełnie złego i nawet nie potrafią. Dlatego nie warto czepiać się pojedynczych słów. Dziecko właśnie chce, aby to był miły pan, SB-cy są tam bubekami itp. opozycjoniści są Pozycjonistami.
Powieść zaczyna się zdaniem: "To nie zdarzyło się naprawdę" To baśń i żadnych odniesień do rzeczywistości nie powinno być.
Jest tam znacznie więcej takich idiotycznych piosenek. Ale nikt nie powie, że wsadzanie dzieci do pieca przez babę-jagę utrwala w dzieciach strach przed babciami Smile
hreczka
PostWysłany: Śro 17:58, 16 Gru 2009    Temat postu:

.
Właśnie trafiłam na "Piosenkę milipantów" Kazika Staszewskiego i tekstem Jacka Dukaja (z książki
"Wroniec"). Utwór ten mówi o stanie wojennym. Podobno napisany jest on, (tak jak i książka, której nie
czytałam i nie oceniam) - dla dzieci.
Uważam, że piosenka jest infantylna i denna, a nawet... niebezpieczna. Jak mantra powtarza się tam słowo
"milipanci"...
Jaka jest etymologia takiego określenia? Można różnie "poskładać" ów wyraz, bo MILIPANCI to;

mili-panowie?
mili-cjanci?
mili-okupanci?

Tak, czy inaczej - natrętnie i wielokrotnie powtarzany zwrot MILIpanci, (ach, jacy mili!) wbija się dzieciom
w podświadomość i to "mili" zastaje skojarzone ze stanem wojennym i zapada w pamięć...

Posłuchaj "Piosenki milipantów";
(KLIK:)


Ps.
Tym, którzy autentyczne, choćby nawet niezbyt wesołe wspomnienia s.w. - odrzucają, jako nudną i nie do
zniesienia - "martyrologię", chcę powiedzieć, (bo takie opinie, pisane otwartym tekstem - nie pojawiły się
w tym wątku), że część społeczeństwa ucieszyło ogłoszenie stanu wojennego i wielu przyjęło je z radością!

Życzę też - takiego poczucia humoru i radości życia, jakie mają ci, którzy ucierpieli w stanie wojennym
i którym przypisuje się pielęgnowanie w sobie nienawiści i uczucia krzywdy.
(Jedno z drugim nie może iść w parze! Wink )

.
Daga
PostWysłany: Wto 1:27, 15 Gru 2009    Temat postu:

Garść wesołości z czasów smutnych

Wróciłam do pracy po wychowawczym i opowiadają mi jak to sie okazało w SW, kto jest kim.

Jeden z pracowników w kierownictwie podwykonawców od małej architektury, ponoc był w ZOMO, czy w ROMO - głowy nie dam!
Nie dawałam wiary co do wskazanego, bo chudzina straszny, zaśliniony, 'z klatą jak zdepnięty karton od dzieciecych bucików', troszkę jakby ułomny na głowę , ale nic!
Przyszedł do mnie ( zawsze ludzie przychodzili do mnie na 'spowiedz' ) w wolnej chwil i mi opowiada, że razu pewnego szedł w patrolu z kolegą na Molo w Sopocie i już w czasie opowieści 'karton ' wypiął lekko do przodu, co dopiero na służbie!
Zaczepił ten patrol wyrostków wypasionych i obaj krzyknęli -"dowody!"
Młodzieńcy w mig wykonali prośbę i złapali obu za nogi i ręce i wrzucili obu 'funkcjonariuszy służby pomocniczej' do wody!!!!
Śmiałam sie z 15 minut Very Happy
hajdi
PostWysłany: Pon 21:06, 14 Gru 2009    Temat postu:

O rany! O kulaniu słoiczka nie pomyślałam Very Happy
Ale książeczkę zdrowia dziecka mam do dziś z pisami o zakupie masła, sera żółtego, mleka w proszku itp.
I kartki oczywiście też. Niedawno po przejściu na emeryturę robiłam porządki w 'papierach' i je znalazłam i pokazałam córkom.
I jeszcze takie wspomnienie. Moja starsza córeczka, była wtedy jedynaczką Smile zawsze kiedy przejeżdżałyśmy (ona w wózeczku typu parasolka) koło sklepu 'Wedla" to ona nieodmiennie mnie pytała: "a kaltki na ciukielki masz?"

IŚka mądrze pisze, że głupio i histerycznie zachowywały się wówczas obydwie strony. Podobnie to odczuwałam.
Inny świat
PostWysłany: Pon 16:09, 14 Gru 2009    Temat postu:

Czasem i te żarówki były przedmiotem pożądania. A benzyna!!!
Przypomniał mi się jeden incydencik z moim udziałem oraz t.zw. "opiekuna", który nachodził nasz podległy energetyce zakład w osobie dyrektora ekonomicznego (sąsiadującego pokojem z moim) - niemal codziennie. Pewnego dnia SBek nie zastał dyrektora w pokoju i zaczął sznupać po innych. I tak wszedł do mnie z pytaniem czy może poczekać. A czekaj sobie. Ja miałam wtedy jako t.zw. organizacyjno-prawna huk roboty z zarządzeniami a to w sprawie chowania maszyn do pisania, wydawania papieru, przepustek itd. i często siedziałam w pracy do wieczora. A że wszyscy (z wyjątkiem księgowych - bilans!!) już powychodzili, to chodziłyśmy, za przeproszeniem, siusiać do męskiej ubikacji, która znajdowała się na naszym piętrze ; damska - piętro niżej.
Czekający SBek zauważyl: -Ma pani dużo pracy! - No tak, dorzucili mi - odpowiedziałam enigmatycznie, bo nie wiadomo kto ci "ONI" czy dyrekcja czy WRON. - A co słychać w zakładzie? - on. Ja - nie wiem, nie mam czasu słuchać. - A w toaletach nic nie piszą? - W naszej nic- odpowiadam.
A w męskiej? - pyta SBek. NIe wiem, bo nie chodzę!! odpowiadam logicznie. A na to SBek - Czasami tak!!!
Tu mnie zatkało, bo to by znaczyło, że ktoś z grona identyfikowanych co do sztuki osób kabluje, że tam chadzam.
A w męskim klopie było napisane, co następuje:
"Mam w dupie Jaruzelskiego" a pod tym "Lepiej znaleźć włosa w zupie, niż Jaruzelskiego w dupie". Hmm. No chyba tak. Tylko kto to pisał. Mam na myśli orientację seksualną.

A propos wierszyka od Hreczuni. Miałam w domu gazetę "Dziennik Bałtycki", w którym był felietonik o jakiejś trzeciorzędnej piosenkarce z Anglii, ale był to (choć nie był to wiersz) piękny akrostych. Pierwsze litery akapitów dały hasło :WRONA SKONA. Gazetę, niestety, gdzieś wcięło, podobnie jak jej redakcję i redaktora naczelnego. Szkoda jednego i drugiego.
Daga
PostWysłany: Pon 14:12, 14 Gru 2009    Temat postu:

Smile kochany, a żarówki????!!!! w mięsnym pod gołymi hakami żarówki stały - zwykłe!!! nie OSRAM Very Happy

Żeby dzieciątku kanapeczkę masełkiem posmarować kupowaliśmy śmietanę, wlewałam do słoiczka i oglądając telewizje kulałam słoiczek pod nogami. Ponieważ śmietana była chyba 12% to masełka była kuleczka, ale i to mnie zadawalało.
Kogo komuna nie zabiła, to go wzmocniła!!!!
Narzekaczy nie mogę wprost słuchać, bo nic nie wiedzą co i jak działało
Książeczkę z wpisami i pieczątkami o ilośći zakupionych artykułów dla dziecka, jak: Kaszka manna, masło, ser żółty itd. mam i chcę zrobic obraz z kartkami wszelkimi, na buty też!!!, żeby przyszłe pokolenia miały pełen obraz tamtych czasów!!!!!
Uważam to za doskonałą szkołe życia, dzięki temu WOLNOŚCI BĘDĘ STRZEC!!!!!
hreczka
PostWysłany: Pon 14:01, 14 Gru 2009    Temat postu:

.
Wsciekly

Gdy WRONi nastał stan
władza ruszyła w tan
i z narodem balowała,
bo do woli pałowała,
posyłała do internatu,
użyła broni p-ko bratu.
Do kryminału wsadzała
i z roboty wywalała!

Kiedy WRONy zakrakały
kury nieść się przestały,
więc gdy wici zapalono ,
że jajka gdzieś rzucono,
wnet kolejki się tworzyły
i o towarze tym marzyły.

Gdy WRONy się odezwały
i ziemniaki się pochowały!
Znów to samo się dzieje,
długie ustawiają się koleje,
bo kto nie ma "chodów",
mimo zimowych chłodów
i tak swoje musi odstać,
aby jakieś papu dostać!

Kiedy WRONy dały głos
taki narodu był los,
że wszystkiego brakowało
i życie cięższe się stało...

A co najbardziej złości;
nastał deficyt WOLNOŚCI!

Generale, WRONi generale!
Chodzisz teraz w chwale,
bo to, że wolność mamy,
tobie zawdzięczamy!?!



Inny świat
PostWysłany: Pon 12:07, 14 Gru 2009    Temat postu:

Nasza rodzina była porozrzucana po Polsce od morza do Karkonoszy:
Mamcia z siostrą w Sopocie, ja z mężem i córką we Wrocławiu i bądź tu mądry, jak się dowiedzieć, co u nich słychać. Znając niezwykle wrażliwą psychikę Mamci miałam najgorsze przeczucia, bo zawsze święta od kupowania prezentów dla wszystkich od wszystkich, robienia zakupów, ubierania choinki, zrobienia karpia w kryształowej (obowiązkowo) galarecie itd. były na mojej głowie (zakupy, pardon, robił fruwający wtedy na obu nogach mąż) a teraz co? Kto mi to zrobi? I przyszła obficie skropiona łzami kartka zamazana na ukos pieczęcią "OCENZUROWANO". Ha, skurwysyny, pomyślałam wtedy i po raz pierwszy zastanowiłam się nad sensem zaciekłości w walce obu stron, z których żadna nie chciała ustąpić. Władza, dysponująca władzą i jej atrybutami uzbrojonymi w pały i broń nie chciała ustąpić ani na milimetr, co - i słusznie - rozjuszało drugą stronę mającą za sobą całe niemal społeczeństwo. Po cholerę były te niesmaczne przepychanki
z rejestracją "Solidarności", po cholerę były co chwilę strajki ogólnokrajowe przeciwko jakiemuś dyrektorowi PGRu w zielonogórskiem. Wycinano prawie wszystkich zresztą, nawet tych dobrych, choć partyjnych. Spirala wzajemnej niechęci a potem wrogości kręciła się coraz bardziej. No i stało się to, co się stało. Władza straciła doszczętnie to, co miała dotąd, czyli jaki taki posłuch, Solidarność straciła też swoich zwolenników. Radykalizm i pośpiech dobry jest przy łapaniu pcheł. Umiarkowanie w postępowaniu i niechęć do niszczenia wszystkiego co niemiłe lub wrogie przejęłam od ojca wraz z jego laską, którą przeganiał powojennych szabrowników, którzy nie dość, że okradali co się dało to jeszcze bezmyślnie niszczyli.
Tak bezmyślnie zniszczono zapał społeczeństwa, które na fali tak oczekiwanych zmian byłoby skłonne do wielu wyrzeczeń a władza to mogla sensownie i z pożytkiem dla kraju wykorzystać. Solidarność też wycinała z zapałem także zdrowe gałęzie.
Znaleziona absolutnym przypadkiem akurat teraz przez IPN notatka z rozmowy Jaruzelskiego z Kulikowem mnie zastanowiła bardziej niż "historyków" Kurtyki. Mianowicie Jaruzelski miał tam pytać, czy wojska Układu Warszawskiego będą skłonne "pomóc" jeśli polskie władze zwrócą się do nich o to. Czy nie była to sugestia "NIE WŁAŹCIE DO POLSKI, DOPÓKI SIĘ O TO NIE ZWRÓCĘ?". Mogło tak być, kto to wie.
Dlatego nic nie wiedząc nie chcę wieszać na szyi twórców stanu wojennego tablic z wyrokami, bo nie bardzo wiem na jaki wyrok zasługują. Że Polska i Polacy byli nieźle złomotani dosłownie i w przenośni przez stan wojenny a na dodatek upokorzeni - to było okropną udręką. Ale czemu dotąd nie znamy rzeczywistych powodów wprowadzenia stanu wojennego tylko enigmatyczne "bo oni by weszli" ?
Może się nigdy nie dowiemy?
Ja definitywnie w tym roku zatrzaskuję wieko od tej trumny i składam wieniec pamięci. Tylko pamięci!!!


PS. Dodam jeszcze i to, że nic sobie nie robiłam z "octu na półkach", którym to argumentem szermują obficie Ci, którzy wtedy mieli po 5 lat i Matki na pewno nie dawały im octu na śniadanie, obiad i kolację ale te młodziki strasznie ubolewają na tymi półkami. Zapomnieli o musztardzie, bo kilka lat wcześniej dodawano do octu musztardę. Władza pustymi półkami mnie nie upokorzyła ani nie zmusiła do niechlubnych działań, właśnie dlatego, że o to jej chodziło. Jechałam na wieś i zaopatrywałam rodzinę we wszystko, co można było tam kupić.
Wiem, że nie wszyscy tak mogli ale jakoś na tym occie z musztardą, niemal jak na nektarze i ambrozji wyrosło nam całkiem zgrabne pokolenie narzekaczy na stan wojenny. To upraszczanie tragicznego wydarzenia, które trwało przecież kilka lat wkurza mnie tak samo jak pierwsze miesiące stanu wojennego.
acomitam
PostWysłany: Pon 9:13, 14 Gru 2009    Temat postu:

Mnie 13-ty grudnia zastał w Londynie. Było to straszne przeżycie. Zdzwoniłysmy sie z polskimi kumpelami i spotkałyśmy u mnie. Siedziałyśmy razem jak przerażone, nastroszone wróble - nie bardzo wiedziałyśmy co się dzieje. Kontaktu z rodzinami w kraju - żadnego. Nagle nie można było zadzwonić, później okazało się także, że nie dochodziły listy.

Gdy już można było dzwonić do Polski, odzywał się co chwila głosik: "Rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana". Rozpacz.
Gdy zaczęły dochodzić listy, były one cenzurowane, a więc - pocięte. Kilka razy dostałam listy, w których, aby wyciąć jedno zdanie, gnida-cenzor ciął przez trzy strony, niszcząc przez to list prawie zupełnie.

Nie potrafię tu opisać uczuć gniewu, bezradności, i niepokoju, które miotały mną i większością polaków na obczyźnie. No i oczywiście poczucie winy, że Wy się tam męczycie, a nam tu cieplutko, bezpiecznie i dostatnio...
Ewa z Tarnowa
PostWysłany: Pon 8:32, 14 Gru 2009    Temat postu:

13 grudnia zastał mnie na Ślasku, przeżyłam go tak jak Wy. Bez teleranka, a tak lubieliśmy ogladać Niedzwiedzia pana Adamsa Sad Za oknami przemieszczające się ZOMO, paskudne przemówienie generała. Ale wczoraj tez już niezdzierżyłam tych historycznych wspominek i naprawiałam z mężem światło, które bezczelnie nam wysiadło akurat gdy usiadłam do oglądania Ojca Mateuszaa potem oglądałam Finał Snookera. Ale co się dziwić przecież wczoraj był 13 Laughing

Ze SW pamiętam takie zdarzenie. Teściowa opiekowała się w tym czasie swoim ojcem i dojeżdżała codziennie z Mikołowa do Katowic. Na rogatkach stał czołg i było pełno wojska, no i milicja, która rewidowała przejeżdżajacych tamtędy ludzi czy mają te wściekłe przepustki. Moja Teściowa pewnego dnia poszła sobie w Katowicach do kościoła i zobaczyła stosik karteczek. Nie miała okularów, więc wzięła garść do poczytania w domu. Wszystkie te kartki trzymała w torebce i tylko cudem, bo nikt nie sprawdzał w tym dniu jej autobusu uniknęła aresztowania. Te karteczki to były ulotki Solidarności. Shocked
Daga
PostWysłany: Pon 2:27, 14 Gru 2009    Temat postu:

Historia osądzi generała najsprawiedliwiej.
Kalina
PostWysłany: Nie 21:25, 13 Gru 2009    Temat postu:

Późnym wieczorem z 12 na 13 grudnia wracałam z imienin mojej cioci. Kilka dni wcześniej rozstałam się definitywnie z mężem. Rodzice, aby wytrącić mnie z ponurych myśli wysterowali mnie właśnie na te imieniny. Stałam na przystanku czekając na jakiś tramwaj zjeżdżający do zajezdni i patrzyłam jak mijają mnie całe kawalkady wozów opancerzonych. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to początek stanu wojennego. Rano, tak jak u wszystkich, brak łączności telefonicznej, w telewizorze generał itd.
W poniedziałek rano prowadziłam synka do przedszkola. Na widok grzejących się przy koksowniku żołnierzy, roztropnie zapytał:
- musia, a jak jest wojna, to gdzie są Niemcy?
A generałowi, chyba już odpuściłam.
hajdi
PostWysłany: Nie 20:25, 13 Gru 2009    Temat postu:

Taka postawa jest mi bliska i cieszę się, że i Ty masz podobne odczucia.
Serdecznie dość mam tej martyrologii. Nic tylko smutek i łzy i apel poległych.
My nie potrafimy się cieszyć nawet z rocznicy odzyskania niepodległości.
Żadne nasze święto państwowe nie jest radosne.
To wprost nie do zniesienia
A tu trzeba patrzeć w przyszłość i z żywymi naprzód iść.
Inny świat
PostWysłany: Nie 18:10, 13 Gru 2009    Temat postu:

Początek stanu wojennego a właściwie jego pierwsze godziny, były początkiem końca tego, co było najlepsze w PRL - więzi międzyludzkich (bez ironii to mówię). Nigdy później już nie udało się odbudować takich przyjaznych i serdecznych stosunków wśród kolegów i koleżanek z pracy. Wiele przyczyn się na to złożyło: różne konieczne albo wymuszone zachowania, nieufność spowodowana dziwnymi powiązaniami z władzą naszych dotychczasowych dobrych znajomych; czasami nieufność przeradzała się we wrogość a już inne spojrzenie na stan wojenny zrywało dotychczasowe więzi. Stopniowo każdy zamykał się w czterech ścianach, potem w sobie, potem już nie ufał prawie nikomu.
Coś wtedy w ludziach pękło i już nigdy nie wróciła czystej wody serdeczność i zaufanie, choć oczywiście że dotychczasowe przyjaźnie przetrwały - jak to przyjaźnie. Pamiętam ten poranek z głuchym telefonem, milczącym radiem i generałem zamiast teleranka. Zaraz po jego wypowiedzi poszliśmy do naszych przyjaciół i tam spędziliśmy kawał dnia na długich Polaków rozmowach i wspomnieniach.
Potem chodziłyśmy do stojących przy węzłowych lub większych skrzyżowaniach żołnierzy - widać było, że ledwo co rozpoczęli służbę - i nosiłyśmy im herbatę i kanapki, które przyjmowali z wdzięcznością.
A milicja i Zomo to był wróg nr 1.
Czytałam styczniowy numer National Geographic (początkowo zarekwirowany przez cenzurę i zatrzymany w Urzędzie Celnym w Gdyni, bo prenumerował mi go Wujek z Ameryki) i widziałam amerykański rysunek z mapą Polski otoczoną wokół czekającymi tylko na sygnał wojskami ZSRR, których było do syta wokół nas, coś ok. 200 tys. u nas w kraju a jeszcze więcej w NRD; a i niektóre armie sąsiedzkie chętnie by weszły do nas w ramach rewanżu.
Tak, czy inaczej były to tragiczne decyzje, tragiczne dni ale ja już mam powyżej uszu tragedii ojczyżnianych, bogoojczyznianych i patriotycznoojczyźnianych - a zwłaszcza takich, o których należy pamiętać ale nie rozpamiętywać bezustannie i z taką afektacją. Po trzydziestu nieomal latach wielkie emocje powinny opaść, a jeśli nie opadły - to nie wina emocji.
Rozpamiętujemy Powstanie Warszawskie i stan wojenny, bo one nic dobrego nam nie przyniosły jako normalnym obywatelom i nie możemy się się z tym pogodzić. Tyle ofiar - i co to dało? Bezsilność i beznadzieja to dopiero tragedia.
Polski kalendarz nie ma już chyba miesiąca, który byłby miesiącem radosnych rocznic. Nawet w kwietniu (na ogół) w którym brak tragicznych rocznic ( choć były wywózki na Sybir) - rozpatrujemy Mękę Pańską. Jeszcze przed nami rocznica mordu na górnikach z Wujka.
I tak zamiast radości przedświątecznej - koktajl Mołotowa dla duszy.
Wyłaczyłam telewizor i radio - słucham czeskiej ludowej dechowki, granej do sznycla z knedlikami w gospodach. Takim to dobrze. Inwazję mieli w sierpniu.
ans
PostWysłany: Nie 15:09, 13 Gru 2009    Temat postu:

Dzisiaj taka polityczna niedziela. We wszystkich programach dużo mówiono o rocznicy. Były wspomnienia, opinie. Mnie najbardziej podobała się swobodna rozmowa na ten temat prowadzona w "Puszcze Paradowskiej".
W domu także oczywiście rozmawiamy, a w naszych rozmowach powraca temat internowań. Już wcześniej pisałam, że w mojej firmie zgodnie doszliśmy do wniosku, że "listy" musiały być ze znacznym wyprzedzeniem przygotowywane. Dodam, że doskonale wiedzieliśmy kto z firmy na pewno miał drugi etat w SB. Znałam tego starszego pana wyłącznie z widzenia. Bardzo aktywny się zrobił począwszy od 14 grudnia.
Krytycznej nocy zniszczono w naszej firmie nowoczesne (na tamten czas) maszyny poligraficzne. U nas drukowane były wydawnictwa Solidarności, więc zniszczono je nie patrząc na to, że to były także narzędzia pomocnicze dla naszej pracy projektowej !
Większość koleżeństwa bardzo się bała w następnych dniach. Ja bez sensu paradowałam z dumnie przypiętą dużą odznaką Solidarności. Podobnie jeszcze drugi kolega. Jacyś obcy panowie podeszli do mnie w bufecie i "zwrócili uwagę". Potem okazało się, że nasza demonstracja mogła poważnie zaszkodzić kierownikowi naszego działu. Właściwie to został zdjęty ze stanowiska w jakimś tam specjalnym trybie.
Udało się to jednak "odkręcić". Przygotowano specjalne pismo w obronie naszego szefa. Pod petycją- protestem podpisali się wszyscy pracownicy za wyjątkiem jednego technika (partyjnego). Oprócz tego pana było w dziale jeszcze dwóch innych należących do PZPR (tamci dwaj podpisali). Nasz dział liczył ponad 150 osób !
Internowane były z firmy dwie osoby, starsi w zbliżonym wieku do firmowego kapusia. Tych młodych rozrabiaczy jacy "zalegli się" w moim dziale to kapuś nie znał.
Został internowany brat mojego bliskiego kolegi. On pracował wtedy jako skromny pracownik techniczny na politechnice (równocześnie studiował), nie był nikim ważnym. Był jednak notowany przez służby, bo jako 18-letni chłopak spędził kilka miesięcy w więzieniu za posiadanie broni (po dziadku), z czego zrobiono wówczas sprawę polityczną.
Odwiedzaliśmy tego "naszego" internowanego w więzieniu w Strzelcach Opolskich, a nawet przemyciliśmy dla niego radyjko.
Ech, te wspomnienia...
Ja sobie uświadamiam, że ja wtedy jak ta głupia nie bałam się niczego.
Ulotki z obleganej Huty Katowice powielałam, przez nas samych wyprodukowane wieszałyśmy z koleżanką na przystankach autobusowych. W pracy malowałyśmy te ulotki , układałyśmy wierszyki o WRON-ie.
Groźba wkroczenia wojsk radzieckich nie robiła na mnie żadnego wrażenia.
Podchodziłyśmy do żołnierzy grzejących się przy koksiakach i próbowałyśmy z nimi dyskutować. Oni byli speszeni i tylko się uśmiechali.
Ludzie starsi się bali, to pamiętam. Kiedyś jakaś starsza pani nakrzyczała na nas na ulicy, że "nie zdajemy sobie sprawy z tego na co siebie i innych narażamy".
hreczka
PostWysłany: Nie 14:17, 13 Gru 2009    Temat postu:

.
Jeszcze dodam, że ta moja kumpela jest zupełnie innej orientacji politycznej, co zupełnie nie przeszkadza
nam w ponad 40-letniej przyjaźni!
(Żeby nie było wątpliwości - nie jest pro-PIS-owska! Wink )

.
kszzzz
PostWysłany: Nie 13:59, 13 Gru 2009    Temat postu:

Ja pamiętam tłumy ludzi otaczających błąkających się po ulicach przemarzniętych stoczniowców w strojach roboczych. Nocna zmiana (z natury nieliczna) na wieść o ogłoszeniu stanu wojennego zabarykadowała się w Stoczni i zaczęła okupować bramy, szczególnie Bramę nr 2. Sądzili, że będzie jak w sierpniu 80 - dotrwają do rana, a rano nadejdzie ranna zmiana i ludzie z miasta pod Stocznię. Nad ranem, kiedy wszyscy jeszcze spokojnie spali, nie mając pojęcia o stanie wojennym, czołgi sforsowały Bramę nr 2, nie zwracając uwagi na ludzką barykadę, ludzie w popłochu się rozbiegli. "Prowodyrzy" zostali wyłapani (może nie wszyscy?), a płotki w strojach roboczych ukrywały się po mieście, nie wiedząc, co ich czeka... Dopiero kiedy ludzie wracali z kościołów (a w kościołach tej niedzieli było wyjątkowo tłumnie - wszyscy się chcieli dowiedzieć czegoś więcej) stoczniowcy ujawnili się. Dostali jedzenie, ciepłą herbatę i cywilne stroje... W godzinach przedpołudniowych, gdy na mieście był tłum ludzi (w pobliżu Stoczni jest wiele kościołów), nie było widać milicji ani ZOMO.
Pamiętam jednego młodego chłopaka, mógł mieć 18-20 lat. Był zapłakany i roztrzęsiony, dygotał, pewnie ze stresu i z zimna (to był mroźny dzień). Na twarzy miał rozmazany brud. Był na Bramie nr 2, sforsowanej przez czołgi. To, co wyżej napisałam, to zapamiętana przeze mnie jego relacja.
hreczka
PostWysłany: Nie 13:52, 13 Gru 2009    Temat postu:

.

Tamten niedzielny poranek - był jak inne. Tylko ten "głuchy" telefon... Trochę mnie to zdenerwowało, bo miałam zwyczaj dzwonienia do Mamy z pytaniem o jej zdrowie i samopoczucie. Kiedy włączyłam telewizor i pomyślałam, że jest zepsuty - zaklęłam w duchu, że "nieszczęścia chodzą parami"!

Około południa, niemal w jednym czasie - zjawiły się u mnie - Matula i jedna, wieloletnia przyjaciółka...
I tu spadł na mnie grom z jasnego nieba!; Jest stan wojenny i bliskie mi osoby przyszły sprawdzić, czy jeszcze jestem w domu i czy mnie nie internowano...
Zareagowałam tak, jak czasem zdarzało mi się reagować - przy wielkim stresie; poszłam do łazienki i zwymiotowałam...

Przez resztę dnia zastanawiałam się nad tym, jak mogę zaprotestować i zademonstrować swój sprzeciw.
W poniedziałek rano, (jedyne co mi przyszło do głowy) weszłam prosto do gabinetu I Sekretarza PO PZPR (Sądu Wojewódzkiego, gdzie pracowałam i wice- przewodniczyłam zakładowej "Solidarności") i - po prostu "nawrzucałam" mu!

Prawdopodobnie ten incydent "przeważył szalę" i wpłynął na decyzją wywalenia mnie z roboty, (mimo faktu, iż byłam jednym z wojewódzkich "filarów" resocjalizacji). Nie "osłodził" mi tego sam Prezes S.W., który osobiście zapewniał, że to na jego interwencję - skreślono mnie z listy osób wytypowanych do internowania.

I później, te lufy czołgów skierowane wprost w ludzi nadchodzących z tak usytuowanych, głównych ulic, koszmarny gaz łzawiący i wiele, wiele innych wydarzeń ...

Takie jest moje krótkie, rocznicowe wspomnienie...


Crying or Very sad
hajdi
PostWysłany: Nie 11:47, 13 Gru 2009    Temat postu:

Dziękuję, że podzieliłyście się tu swoimi wspomnieniami z nami.
Ja pamiętam, że musiałam w UM starać się o zezwolenie na wyjazd na Święta do Katowic do rodziców. W drodze powrotnej byliśmy zatrzymani i rewidowali nam bagażnik auta. A tam był wielki wór wiskozy, bo ja wtedy namiętnie dziergałam z niej różne rzeczy (szlafrok, kocyki, poduszki). Przegrzebali dokładnie cały wór, moja mała córeczka bardzo się bała i płakała w aucie (młodszej jeszcze nie było na świecie).
A potem w Sylwestra przyjechali do nas rodzice bez zezwolenia. Bardzo się denerwowałam gdy w Nowy Rok wracali do domu, ale nikt ich na szczęście nie zatrzymał.
Daga
PostWysłany: Nie 11:32, 13 Gru 2009    Temat postu:

Macie racje! Nadchodzi ten dzień i wspomnienia ruszają jak 'pociąg pancerny'. Dzidziuś mój miał 8 miesięcy, a córeczka starsza 15lat w Liceum Ogólnokształcącym w Wałbrzychu.
Mąż stoczniowiec, malutka kruszyna i córka prawie na drugim końcu Polaski - dziękuję! niedoopisania!!!
BB
PostWysłany: Nie 10:47, 13 Gru 2009    Temat postu:

Czy człowiek chce czy nie chce, wspomnienia TAMTEGO DNIA atakują!
Musze więc ich troszkę "upuścić".
W sobotę popołudniu poszliśmy do znajomych, gdyż tam lek.wet. przytaszczył zdobytą gdzieś na wsi ubitą świnię (połówkę) i byli tak dobrzy, że się z nami dzielili. Czas przy tym dzieleniu całkiem fajnie nam mijał bo i na "popitkę" było małe co-nieco, ale gdy nam "wysiadł" telewizor, zaczęliśmy się zbierać do domu. Po drodze spotykaliśmy jakieś grupki mundurowych, ale spokojnie dotarliśmy do naszego bloku i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Rano, gdy spojrzałam na sąsiednie bloki to dostrzegłam kilku panów, którzy na dachu majstrowali coś przy antenach, więc sądziłam, że i u nas TVP zaraz będzie. Ale nici z tego - ukazał się Pan Generał i wszystko stało się jasne. I wtedy właśnie serce stanęło mi dęba. bo moja córka w piątek pojechała z koleżanką do jej rodziców do Nowej Dęby i nie miałam pojęcia jak dotrze z powrotem do Krakowa. Nerwy mnie zżerały a kontakt zerowy!
W tym rozbiciu wewnętrznym wymyśliłam tylko, żeby schować "bibułę" i wsadziłam całą bułę papierów do zamrażalnika. Genialne !
Opisywanie drogi powrotnej Ani zajęłoby zbyt wiele miejsca, więc sobie daruję, ale przygody miała nieprawdopodobne, zwłaszcza, że wybierając się w podróż nie zabrała dowodu osobistego. Też genialne!
Wszystko to dobrze pamiętam, tak i następny dzień w kopalni. Tego sie nigdy nie zapomni!

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group